Uwielbiam Maltanki… te takie ciasteczka w polewie czekoladowej…
Dlatego też dałem się namówić na kwietniowy wypad na Maltę. Decyzja była szybka i nierozważna ale warto było. Okazało się, że początek kwietnia to na Malcie idealny czas do turystyki rodzinnej. Nie ma jeszcze upałów a opalić się już można, turystów natomiast jeszcze za dużo w tym okresie nie ma.
Sezon na Malcie rozpoczyna się dopiero w drugiej połowie kwietnia zatem wszystkie wypady przed sezonem są dużo dużo tańsze. Nie ma tłoków a bilety lotnicze można dostać w naprawdę atrakcyjnych cenach (500zł w obie strony).
W większości hoteli natkniemy się na duże ilości Anglików, którzy spędzają tu swój wolny czas na emeryturze. Tak tak, na emeryturze. Nie liczcie tu na stada studenckiej braci – raczej “Ciechocinek”. Natomiast muszę zaznaczyć z pełną stanowczością, iż poznani przez nas angielscy turyści to przemili ludzie i wszędzie spotykaliśmy się z ogromną dozą sympatii. Zasługa to pewnie najmłodszego uczestnika wyprawy – Szymona – który zwiedzając Maltę nie miał jeszcze roku.
W tym miejscu wypadałoby wtrącić – mitem jest, że nie można zwiedzać świata z dziećmi! Po prostu trzeba trochę zmodywfikować plan pdróży i da się wszystko. Zachwyt samolotem gdy startował i lądował – bezcenny. Tak cieszyć może się tylko dziecko…
Wracając do relacji z wyjazdu – pierwszego dnia planowaliśmy wypożyczenie samochodu jednak lewostronny ruch i dosyć “luźne” traktowanie przepisów drogowych w połączeniu ze świadomością, że będziemy mieli ze sobą dzieciaka skłoniło nas do szukania innego środka transportu. Od razu odradzam wszystkim czerwone turystyczne autobusy piętrowe. No chyba, że ktoś jest tak bardzo leniwy, że nie chce mu się nawet rzucić okiem na mapę.
Według mnie najlepszym sposobem na zwiedzanie malty są miejskie autobusy. A w sumie powinienem powiedzieć: wyspowe gdyż linie oplatają siatką całą wyspę. Całodzienny bilet kosztuje zaledwie 1,5 euro i można jeździć do woli zmieniając linie ile dusza zapragnie. Rozkłady jazdy czytelne i dostępne także przez internet (darmowe hot spoty w wielu miejscach). Wspomniane wcześniej piętrowce kosztują 17 euro za dzień!!!
Nasz hotel mieścił się w miasteczku o nazwie Quawra. Jest to miejscowość typowo turystyczna, w której poza sezonem nie ma tak na prawdę za dużo do zobaczenia. Jest parę miejsc nurkowych i kąpielowych ale nie lubiącym zimnej wody odradzam kąpiel o tej porze roku. Choć nie da się ukryć – w Bałtyku cieplej na pewno nie jest…
Poniżej parę fotek ze spaceru po Quawra – Buggiba.
Będąc na Malcie koniecznie należy zwiedzić jej stolicę – Valettę. Naszpikowana zabytkami, tętniąca życiem knajpek i sklepików zachęca do kluczenia jej wąskimi uliczkami. Do tego malowniczo położony port – marzenie każdego żeglarza…
Niesamowite wrażenie robi także Mdina. Zamknięte dla ruchu kołowego (nie licząc paru dorożek), otoczone murem miasto gdzie każdy kamień to historia.
Dla miłośników błegitnej i czystej jak kryształ wody także nie zabraknie atrakcji – Dingli Clifs i Niebieska Grota, do której wpływa się na małej rybackiej łódeczce potrafią zachwycić każdego.
Sugeruję by na każdą z powyższych wycieczek przewidzieć cały dzień. Szczególnie jeśli pojedziecie w sezonie wakacyjnym. Czasem trudno dostać się do autobusu – kierowcy po zapełnieniu miejsc siedzących wpuszczają tylko parę osób na miejsca stojące – tak więc kto pierwszy na przystanku ten lepszy. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest takie planowanie trasy aby rozpoczynać podróż na “dworcach” autobusowych – tam mamy raczej pewność, że załapiemy się na transport.
Planujemy kolejny wyjazd na Maltę już w sierpniu (3-10). Wyjazd połączony z nurkowaniami i kursem nurkowym. Szczegóły pojawią się niedługo na naszej stronie i na FaceBook’u